środa, 21 sierpnia 2013

Sherlock (BBC)...




...czyli jak moje życie społeczne straciło sens.



Słowem wstępu
Pewnego dnia, moja skromna osoba doszła do wniosku, że czuje się zacofana. Wszyscy dookoła, dosłownie wszyscy, bez wyjątku, oglądali jakieś seriale. Czy to Pamiętniki wampirów, czy też M jak miłość, całe moje otoczenie przeżywało perypetie bohaterów rozmaitych "tasiemców". Postanowiłam nie być gorsza i znaleźć serial idealny. Stworzyłam więc listę, składającą się m.in z House'a, Pretty Little Liars i Glee. Po długich rozmyślaniach pozostawiłam sobie dwie pozycje - Supernatural i Sherlocka. O ile o tym pierwszym co nieco słyszałam, to drugi wpadł mi w oko dopiero po przeczytaniu recenzji Julie. Krótka konsultacja z rodzicielką, która jest moim życiowym guru, i padło na przygody Holmesa. Nie bez znaczenia był też fakt, że byłam już nieco obeznana z postacią stworzoną przez Doyle'a, jako, iż czytałam Przygody Sherlocka Holmesa oraz miałam okazję widzieć ekranizację z Robertem Downey (która, nawiasem mówiąc, była kiepska). Nie zastanawiając się dłużej, i nie patrząc nawet na aktorów, zasiadłam do obejrzenia pierwszego odcinka, zatytułowanego Studium w różu.

Wyznanie
Dzień później kupiłam pierwszy sezon. 
Przepadłam.

 Zachwytów początek

Co jest takiego niezwykłego w produkcji stacji BBC? Co sprawia, że ludzie na całym świecie szaleją właśnie za tą adaptacją przygód słynnego detektywa? Nie ma jednego powodu, a wymienienie ich wszystkich zajęłoby mi wieki. Skupię się więc na tych najważniejszych. Przede wszystkim, twórcy serialu odważyli się przenieść akcję do współczesnego Londynu. Zabieg ryzykowny, ale genialny. Bohaterowie posługują się więc telefonami komórkowymi, korzystają z Internetu, piszą blogi, a nasz detektyw zamiast palić fajkę, używa plastrów nikotynowych. Fabuła ani trochę na tym nie cierpi, a wręcz przeciwnie - jest to świeże i intrygujące spojrzenie na historię Sherlocka.

Ale o co tak właściwie chodzi? 

John Hamish Watson, lekarz wojskowy, zostaje ranny podczas misji w Afganistanie. Wraca więc do Londynu, gdzie odbywał swoje praktyki. Wojna jednak wciąż go dręczy - nawiedzają go koszmary, konieczne są wizyty u terapeutki. Dodatkowo, okazuje się, że nie stać go dłużej na wynajmowanie mieszkania ze swojej żołnierskiej pensji. Gdy spotyka swojego kolegę ze studiów, Mike'a, zwierza się mu, że potrzebuje współlokatora. Dziwnym zbiegiem okoliczności, to samo Mike usłyszał dziś od jeszcze jednej osoby...
Sherlock Holmes to postać niezwykła. Od lat fascynują go jedynie zawiłe przestępstwa, morderstwa, zagadki. Piekielnie inteligentny, niesamowicie przystojny, zupełnie aseksualny. Sam nazywa siebie jedynym na świecie detektywem-konsultantem - wkracza do akcji, gdy policja nawala (czyli zawsze) - oraz wysokofunkcjonującym socjopatą (chociaż najprawdopodobniej po prostu cierpi na Aspergera).
Ci dwaj mężczyźni różnią się od siebie diametralnie, jak ogień i woda. Nigdy wcześniej się nie spotkali - pomimo to, Sherlock po paru sekundach potrafi opowiedzieć historię życia Watsona - jednak decydują się zamieszkać razem... i do tego współpracować. Życie z detektywem pod jednym dachem nie jest łatwe, ale okazuje się być wszystkim, czego John potrzebował.




Zachwytów ciąg dalszy

 Nawet doskonała historia nie byłaby niczym wspaniałym, gdyby nie została właściwie opowiedziana. Pod tym względem również nie mam się do czego przyczepić. W rolę Sherlocka wcielił się Benedict Cumberbatch (pozwolę sobie na wydanie opinii o tym panu w postaci bełkotu psychofanki - AJIDAOSJORJWR9WRJWR *____*), znany z Trzeciej gwiazdy, Pokuty czy Szpiega. W Polsce nie jest o nim wystarczająco głośno, ale za granicą to jedno z najgorętszych nazwisk, i lepiej dobrze je zapamiętajcie, bo ten oraz przyszły rok należeć będzie do niego. Wracając jednak do Sherlocka, Ben zagrał go po prostu mistrzowsko. Jego kreacja zawładnęła mną na tyle, że nie wyobrażam sobie innego Holmesa. Głęboki głos, zabójczy wygląd, ironiczne odzywki, i próba skrycia emocji za głęboką warstwą cynizmu. Chylę czoła. Rola Johna przypadła natomiast Martinowi Freemanowi, którego można kojarzyć jako Bilbo Bagginsa z Hobbita. Watson w jego wykonaniu również jest wprost idealny - lojalny, oddany i ułożony. Jego osobowość zupełnie różni się od charakteru Martina (najlepszym przykładem jest jego pamiętne zdanie: Fuck you, I won a BAFTA!), co jest tylko dowodem na wybitne zdolności aktorskie Freemana. 




Czego się spodziewać?

Każdy odcinek (a jest ich 6, po 3 na każdy sezon) trwa 90 minut. Mogłoby się wydawać, że to za długo, jak na serial, ale uwierzcie mi, podczas oglądania czas gdzieś wam ucieknie, i będziecie domagali się więcej, i więcej. Wszystkie odcinki to osobne historie, choć jest wątek, który zgrabnie łączy to wszystko w spójną całość. Wraz z Sherlockiem i Johnem rozwiążemy sprawę tajemniczych samobójstw, odkryjemy sekrety Baskerville i zagramy z pewnym szaleńcem w wielką grę, która będzie miała swój nieprzyjemny koniec. 
Co jest w Sherlocku wspaniałe, to fakt, że każda sekunda, każde ujęcie, każde słowo ma znaczenie. Odkryłam to dopiero podczas buszowania po Tumblrze, który jest swoistym rajem dla wszystkich fanów, nie tylko Sherlocka. Znajdziecie tam mnóstwo teorii i wyjaśnień, które pomogą wam otworzyć oczy i zrozumieć pewne momenty. 
No i mnóstwo spoilerów.
I jeszcze więcej fangirlingu.


Wyznanie

Shipuję Johnlocka.


Niejednoznacznie gejowski duet

John i Sherlock to naprawdę dziwna para. Właściwie nie da się ich określić jednym słowem. To nie są tylko współlokatorzy, nie tylko najlepsi przyjaciele, nie tylko współpracownicy. Kiedyś spotkałam się z nazwą heteroseksualni partnerzy życiowi i muszę przyznać, że to najlepsze określenie. Ja osobiście często wyobrażam ich sobie jako parę w sensie romantycznym, jednak nie ze wszystkimi aspektami takiej relacji. Najlepsze jest jednak to, że Johnlocka shipuje dosłownie każdy - bardziej, lub mniej platonicznie, ale każdy. Bo nie da się zaprzeczyć, że potrzebują siebie nawzajem, i zawdzięczają sobie wiele. Sherlock nadał Johnowi sens życia, wyciągnął go z dołka, w jakim znalazł się po wojnie, i sprawił, że Watson zaczął czuć się potrzebny. Natomiast John uczynił z Sherlocka człowieka, obudził w nim uczucia, jakie w sobie tłamsił, zniszczył jego wewnętrzną barierę. Ich relacja to niezwykła, piękna rzecz.

Johnlock to również temat wielu dzieł fanów. W tym miejscu odsyłam Was do kilku fanfików/ich autorek, które wręcz ubóstwiam (uwaga na spoilery):

no i jeszcze jestem ja, ale ja tu nie pasuję, a fuj





Na zakończenie

Serial stworzony przez Stevena Moffata (zły człowiek) i Marka Gatissa to absolutna perełka i najlepsze wydanie Sherlocka, jakie można sobie wyobrazić. To nie tylko pełen napięcia serial kryminalny, ale też opowieść o pięknej męskiej relacji, okraszona dawką dobrego humoru. Wszystkich, którzy jeszcze nie zapoznali się z Sherlockiem, serdecznie zachęcam. A tym, którzy tak, jak ja, skończyli, i nie wiedzą, co zrobić z życiem w oczekiwaniu na trzecią serię, okropnie współczuję. 
Jeżeli ktoś dotarł do końca, dziękuję bardzo. Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale ciężko mi jest ubrać w słowa swoje odczucia dotyczące tego serialu, nie używając spoilerów i nie pisząc chaotycznie.
Gdyby ktoś chciał porozmawiać na temat Sherlocka, piszcie w komentarzach, na Twitterze lub Tumblrze.